Valencia: Dzięki piłce mogę pomóc rodzinie
- Zagrałem z La Liga, a każde dziecko marzy o grze na najwyższym poziomie, więc w tamtym momencie powiedziałbym, że spełniłem swoje marzenia. To nie było jednak najważniejsze, bo zawsze chciałem i w dalszym ciągu chcę grać w piłkę po to, aby pomagać mojej rodzinie - przyznał Joel Valencia, który w długim wywiadzie opowiedział o swoim dzieciństwie w Ekwadorze oraz młodzieńczych latach w Hiszpanii.
Urodziłeś się w Ekwadorze. Opowiedz proszę o swoim dzieciństwie i dorastaniu w tym kraju.
- Urodziłem się w mieście Quininde. Moja mama była wtedy bardzo młoda, więc zostałem wychowany przez dziadków, którzy dali mi swoje nazwiska i których nazywam swoimi rodzicami. Niedługo po moich narodzinach przeprowadziliśmy się do Puerto Quito, gdzie dorastałem. Gdy miałem siedem lat przenieśliśmy się do Hiszpanii, by rozpocząć nowe lepsze życie. Nie za dużo pamiętam, jeśli chodzi o moje dzieciństwo w Ekwadorze. Wiem jednak, że rodzice chcieli, jak najlepiej mnie wychować i robili wszystko, aby niczego mi nie brakowało oraz, żebym był szczęśliwy. Zapamiętałem także kilku kolegów, z którymi grałem w piłkę na ulicy.
Mówisz, że przeprowadziliście się do Hiszpanii z powodów ekonomicznych?
- Tak, musieliśmy coś zmienić. W Ekwadorze była bieda, więc mój ojciec przybył do Hiszpanii, żeby znaleźć lepszą przyszłość.
Czujesz się Hiszpanem czy Ekwadorczykiem?
- Pół na pół. Oba kraje to część mojego życia, więc traktuję je tak samo. Miałem nawet okazję grać w reprezentacjach młodzieżowych tych państw.
Czy od przeprwadzki miałeś okazję być w Ekwadorze?
- Tak, staram się tam latać, gdy mam dłuższe wolne. Nie byłem w Ekwadorze przez cztery lata, więc chcę się tam wybrać. Mam nadzieję, że uda się podczas przerwy między rundami. Wszystko zależy jednak od tego, ile dni wolnego dostaniemy od sztabu szkoleniowego.
Zawsze chciałeś być piłkarzem?
- Wydaje mi się, że każdy chłopak marzy, by grać w piłkę. Początkowo grałem jednak tylko dla przyjemności, ale pewnego dnia ojciec przyszedł ze mną porozmawiać i powiedział, żebym się skupił na futbolu, ponieważ mogę z nim coś osiągnąć. Wcześniej nie przykładałem do tego zbyt dużej wagi.
Jak więc wyglądały twoje pierwsze piłkarskie kroki?
- W Ekwadorze grałem na podwórku i w szkółce piłkarskiej Club Puerto Quito. Nie pamiętam jednak za dużo z tamtych czasów. Po przeprowadzce do Hiszpanii zacząłem grać w drużynie szkolnej. Niestety mieli tylko zespół futsalu... Po dwóch lub trzech treningach stwierdziłem, że to nie dla mnie. Dlatego też mój ojciec zapisał mnie do Atletico Escalerillas. To normalny klub, w którym nie trzeba było dużo płacić za możliwość treningu, więc mogliśmy sobie na to pozwolić. Po roku musiałem się jednak przenieść, ponieważ ze względu na mój kolor skóry miałem pewne problemy z innymi zawodnikami. Następnym moim klubem była CD Fleta, gdzie bardzo dobrze się prezentowałem, więc zgłosiło się po mnie Stadium Casablanca. Później grałem jeszcze w UD Amistad, skąd przeniosłem się do Realu Saragossa. W mieście, w którym mieszkałem było wiele klubów, ale tylko niektóre były w kontakcie z tymi pierwszoligowymi, więc tylko dzięki temu można było wejść na wyższy poziom.
W Realu Saragossa grałeś kilka lat i udało ci się zadebiutować w pierwszej drużynie.
- Tak, najpierw występowałem w zespołach młodzieżowych, a później rezerwach. W pierwszej drużynie zadebiutowałem w meczu z Realem Madryt. Wszedłem tylko na osiem minut, ale cieszę się, że udało mi się pojawić na boisku. Przegrywaliśmy, więc trener Javier Aguirre zdecydował się dać mi szansę. Wspominam go jako dobrego szkoleniowca, od którego sporo się nauczyłem.
To był twój jedyny mecz w pierwszej drużynie, ale cały czas z nią trenowałeś, prawda?
- Dokładnie. Zacząłem trenować z pierwszym zespołem, gdy miałem prawie 16 lat. Później miałem przez to pewne kłopoty... Trener rezerw nie chciał mnie wystawiać, ponieważ trenowałem z "jedynką", a nie z jego zespołem. Myślę ,że to trochę głupie, ale nic z tym nie mogłem zrobić.
W momencie debiutu spełniły się twoje marzenia?
- Nie do końca. Dobrze wyglądałem wtedy na treningach, bo gdyby tak nie było to trener nie postawiłby na mnie w tym meczu. Nie musiał tego robić, ale zostało kilka minut do końca, więc zdecydował się dać mi szansę. Każde dziecko marzy o grze na najwyższym poziomie, więc w tamtym momencie powiedziałbym, że spełniłem swoje marzenia. To nie było jednak najważniejsze, bo zawsze chciałem i w dalszym ciągu chcę grać w piłkę po to, aby pomagać mojej rodzinie. Nie jesteśmy bogaci... Biedni też nie, ale potrzebujemy kilku rzeczy. Dlatego też staram się robić wszystko, by nam pomóc.
Żałujesz, że nie udało się rozegrać więcej meczów w La Liga? Mogłeś zrobić coś lepiej, inaczej?
- Byłem wtedy bardzo młody, a klub cały czas walczył w dolnej części tabeli. Zadebiutowałem, a później w kilku meczach byłem na ławce. Cały czas trenowałem z pierwszą drużyną, ale nie grałem. Mogłem grać tylko w rezerwach, jednak trener nie chciał na mnie stawiać. To trwało ponad rok, więc musiałem coś zmienić. Wtedy zdecydowałem się na wypożyczenie do Malagi. Tam również występowałem w drugim zespole. Nie było łatwo... Ok, zagrałem jedno spotkanie w La Liga, ale to wszystko. Jeden występ nigdy nie sprawi, że w innym klubie będziesz miał miejsce w składzie. Trzeba na to mocno zapracować. Robiłem wszystko, aby utrzymać się na najwyższym poziomie, ale w tamtym czasie to nie przynosiło efektu.
Powiedz coś więcej o tamtym czasie i klubach, w których występowałeś.
- W Saragossie byłem szczęśliwy, ale pod koniec już nie było tak dobrze. Miałem problemy, a trener powiedział mi, że jestem słabym piłkarzem i nie chce mnie w swoim zespole. Paradoksalnie jednak wzmocniło mnie to, jako człowieka. Znałem swoją wartość. Na półrocznym wypożyczeniu w Maladze także wszystko mi się podobało. Grałem w rezerwach, strzeliłem kilka bramek, a klub chciał mnie wykupić. Real Saragossa zażądał jednak sporą kwotę odstępnego. Zbyt dużą, jak na zawodnika, który nie gra... Dla mnie było to nielogiczne, ale takie rzeczy czasem mają miejsce w piłce. Później trafiłem do Logrones, gdzie znałem jednego człowieka. Trener Carlos Pouso, bo o nim mowa, bardzo mi pomógł. On doskonale wiedział, w którym momencie wystawić mnie do gry, a w którym ściągnąć z boiska. Po jednym z meczów powiedział mi, że dobrze zagrałem, więc spodziewałem się, że w następnym spotkaniu również wyjdę na boisku. On postanowił zostawić mnie na ławce. Wiedział, że drużyna, z którą graliśmy słabiej radzi sobie w drugiej połowie, więc potrzebuje szybkiego zawodnika na zmianę. To szkoleniowiec, który najbardziej mi pomógł i od którego najwięcej się nauczyłem. Do tej pory mam z nim kontakt. Jestem ogromnie szczęśliwy, że mogłem go poznać i trenować w jego zespole.
Dlaczego zdecydowałeś się na wyjazd z Hiszpanii?
- Chciałem grać na najwyższym poziomie rozgrywkowym, a w Hiszpanii trudno jest się przebić. Gerard Badia pewnie powie to samo. Aby przejść do La Liga z niższej klasy rozgrywkowej trzeba zaliczyć sezon życia, w których strzeli się 30 bramek. Dlatego też zdecydowałem się na wyjazd. Na Słowenii miałem jednak mnóstwo pecha i często łapały mnie kontuzje. Później pojawiły się inne problemy. Klub miał problemy finansowe i ostatecznie został zdegradowany do niższej ligi... Teraz jestem w Gliwicach i cieszę się, że działacze oraz trenerzy wierzą we mnie praktycznie od pierwszego dnia. Przyszedłem do Piasta z urazem, więc jestem wdzięczny za zaufanie. Zrobię wszystko, aby się za to odwdzięczyć i pomóc drużynie.
Jak wyglądały twoje początki w Piaście? Do Gliwic trafiłeś nie znając kraju, miasta i języka...
- Tak, ale Badi i Herbi bardzo mi pomogli. Muszę też powiedzieć, że trochę się obawiałem, bo to było dla mnie coś nowego. Przyszedłem tu z kontuzją, więc nie wiedziałem też jak rozwinie się ta sytuacja. Teraz jest już wszystko dobrze i jestem tutaj szczęśliwy.
Jesteś w Polsce ponad trzy miesiące. Podoba ci się w naszym kraju?
- Tak! Gliwice są dobrym miejscem do życia. Jest tutaj wszystko. Mieszkam koło rynku, więc mam wszędzie blisko.
Co możesz powiedzieć o Polakach?
- Muszę powiedzieć szczerze, że przed przyjazdem tutaj trochę się obawiałem. Wszyscy znajomi mówili mi, żebym nie przenosił się do Polski, bo Polacy to rasiści. W ogóle tego nie odczuwam! Czuję się tu komfortowo. Oczywiście, ludzie na ulicy często na mnie spoglądają, ale przecież nie cały czas można oglądać czarnoskórych facetów. Może jest nas dwóch lub trzech w Gliwicach (śmiech)… A tak serio - ludzie tutaj są bardzo mili i przyjaźni.
Jakie jest twoje nastawienie do ludzi? Pytam, bo wydajesz się otwartym człowiekiem.
- Tak, to prawda. Mogę porozmawiać z każdym. Jeśli ktoś chce być moim przyjacielem to może się nim stać. Z drugiej jednak strony, jeżeli jakaś osoba chce ze mną walczyć, to ja również będę z nią walczył, to wszystko.
Jak byś się krótko scharakteryzował?
- Pozytywny człowiek, który cały czas się śmieje. Myślę, że to jest moja najważniejsza cecha charakteru. Jestem także empatyczny.
A jak jest z twoim poczuciem humoru?
- Myślę, że jestem obdarzony dużym, ale dość specyficznym poczuciem humoru. Trzeba załapać moje żarty. Nie każdy to potrafi... Czasami trafiają się osoby, które od razu to czują, co ułatwia mi złapanie z nimi dobrego kontaktu. .
Mówi się, że życie z uśmiechem na ustach jest łatwiejsze. Też tak uważasz?
- Tak, to prawda. Problemy jednak się zdarzają, a wtedy nie chcę, żeby wszyscy o nich wiedzieli i znali szczegóły mojego życia. Inaczej jest w sytuacji, gdy jestem zły. Wtedy każdy będzie o tym wiedział.
To jak sobie radzisz z problemami?
- Zazwyczaj zatrzymuję je dla siebie. Staram się znaleźć odpowiednie wyjście z danej sytuacji, aby naprawić rzeczy, zaprzątające mój umysł. Czasami rozmawiam z kimś, ale musi to być naprawdę zaufana osoba. Lubię oglądać filmy, więc zdarza się, że włączę sobie jakiś, żeby nie myśleć o innych rzeczach.
Jak na piłkarza, to jesteś stosunkowo niski. Miałeś przez to problemy na boisku? To przecież sport kontaktowy i mocno fizyczny...
- To prawda, zawsze byłem mały (śmiech). Nie miałem przez to jakichś większych problemów. Może dopiero po przyjeździe do Polski, bo gra tutaj jest bardzo fizyczna. Cały czas pracuję nad tym elementem, ponieważ trzeba go znacznie poprawić. Wcześniej mi to zupełnie nie przeszkadzało...
I ostatnie pytanie... Masz zamiar uczyć się języka polskiego?
- Już się uczę! Mam jedną lekcję tygodniowo i znam już dużo użytecznych zwrotów typu "dzień dobry", "do widzenia" czy "smacznego". Nauczyłem się też pojęć, które przydadzą mi się na treningach. Czasami trzeba mi coś przetłumaczyć, ale piłka nożna to uniwersalny język, więc nie ma problemów z komunikacją.
Biuro Prasowe
GKS Piast SA