Szmatuła: Takiej końcówki nigdy wcześniej nie przeżyłem
- Wszystko działo się tak szybko... drżeliśmy, żeby już na końcu nie spotkało nas coś przykrego. Sędzia zakończył, nie pozwolił już nawet na wykonanie Jagiellonii rzutu rożnego, bo było to już w czasie doliczonym. Wszystko razem - te emocje plus gol Tomka Jodłowca to było coś wyjątkowego, coś co długo zostanie w pamięci - opowiadał z przejęciem Jakub Szmatuła, który okazał się być jednym z bohaterów emocjonującego spotkania z Jagiellonią Białystok.
Był taki mecz, jak podpowiada nasza ramówka, z Jagiellonią Białystok w zeszłym sezonie. Była już 35 kolejka. Kojarzysz takie wydarzenie?
- (śmiech) Oczywiście, że kojarzę. wielkie emocje, szalona końcówka. Był to mecz, który na pewno nie tylko ja, ale większość kibiców zapamięta na bardzo długo.
Wracasz często wspomnieniami do tego spotkania?
- No tak. Na youtubie są dostępne skróty i inne filmiki z tego spotkania, które z całą pewnością było jednym z ważniejszych. Po końcowym gwizdku czuliśmy, że ten mecz to dla nas olbrzymi bodziec oraz pozytywny kop. Poczuliśmy, że coś ważnego może się wydarzyć do ostatniej kolejki.
Czy jest możliwy bardziej emocjonujący scenariusz meczu piłkarskiego?
- Wydaje mi się, że nie. Niewiele brakowało do końca meczu, w którym mieliśmy przewagę. W ostatnich minutach dwa karne podyktowane dla Jagiellonii przedzielone cudowną bramką Tomka Jodłowca, więc była radość, za chwile nerwy i kolejna jedenastka dla przeciwnika, a po niej euforia, tak że emocje takie, że w głowie się nie mieści. Tak szalonej końcówki nigdy wcześniej nie przeżyłem.
Częściej oglądasz fragment, w którym bronisz rzut karny czy jednak bramkę Tomka Jodłowca?
- Zarówno bramkę jak i obroniony karny (śmiech). Trafienie wyjątkowej urody, a zaraz po nim karny, od którego też dużo zależało. Od razu po nim sędzia odgwizdał koniec meczu. Wszystko działo się tak szybko... drżeliśmy, żeby już na końcu nie spotkało nas coś przykrego. Sędzia zakończył, nie pozwolił już nawet na wykonanie Jagiellonii rzutu rożnego, bo było to już w czasie doliczonym. Wszystko razem - te emocje plus gol Tomka Jodłowca to było coś wyjątkowego, coś co długo zostanie w pamięci.
Jak ten mecz wpłynął na ciebie i zespół, bo w tabeli wówczas zmieniło się sporo.
- O tak, po tym meczu wyszliśmy na pierwsze miejsce, ale do końca zostawały jeszcze dwie kolejki, więc wszystko było w naszych nogach i głowach. W piłce różnie to bywa, czasami lepiej jest gonić niż być ściganym przez inne zespoły. My po tym spotkaniu zostaliśmy liderem, wszystko zależało teoretycznie od nas, ale przed nami były jeszcze trudny wyjazd do Szczecina na Pogoń oraz mecz z Lechem Poznań, dlatego w tamtym momencie na pewno jeszcze nic nie było rozstrzygnięte.
A emocjonalnie jaki to miało wpływ na zespół?
- Na pewno było to przyjemne uczucie, bo dzięki temu zwycięstwu udało nam się minąć Legię. Z jednej strony radość, a z drugiej mieliśmy świadomość, że najmniejsze potknięcie chociażby w spotkaniu z Pogonią mogłoby zniweczyć cały wysiłek i w tym momencie ta szczęśliwa dla nas końcówka z Jagiellonią nic by nie dała. Mieliśmy w głowach, że czeka nas robota i jeszcze sporo przed nami.
Byliście wtedy na fali, w całej rundzie finałowej zagraliście po mistrzowsku. Jak wytłumaczyć tę dyspozycję, która doprowadziła was do mistrzostwa?
- Przede wszystkim zdecydowały o tym stabilny skład oraz taka dobra atmosfera w szatni. Każdy kto wychodził na boisko pokazywał się z jak najlepszej strony, w stu procentach realizował założenia, jeden grał więcej drugi mniej, ale na każdego można było liczyć. Myślę, że właśnie tym wygraliśmy ligę.
Wracając jeszcze do meczu z Jagiellonią, czy liczba karnych w meczu ma znaczenie? Zmienia się układ sił strzelec bramkarz?
- To zależy też kto strzela. W tym przypadku obie jedenastki strzelał Imaz, który wykonywał te rzuty karne i regularnie je wykorzystywał do tego momentu. Już przy pierwszym strzale byłem bliski obrony. W drugiej sytuacji postanowił zmienić kierunek. Można powiedzieć, że wygrałem wojnę nerwów i cieszę się, że tak właśnie to się skończyło.
Jest 92. minuta, wielkie emocje jak wspomniałeś. W takim momencie decyduje intuicja, instynkt czy po prostu wiedza na temat strzelca?
- Wiedza też często bywa pomocna w takich sytuacjach. Dostajemy informacje. Analizujemy poszczególnych graczy, kto, jak wykonuje rzuty karne, ale nie jest powiedziane, że akurat tym razem nie zmieni rogu, dlatego to też jest loteria. W tym wszystkim potrzebne są odrobina szaleństwa, ale też siła spokoju. Gdzieś to zebrane razem sprawia, że rzut karny zostaje obroniony. Człowiek sam się później zastanawia jak to zrobił, a w sumie i tak liczy się szczęśliwy finał.
Dla ciebie indywidualnie to był najlepszy mecz w Niebiesko-Czerwonych, który zapamiętasz? Przeżyłeś już z Piastem 13 lat.
- Na pewno ta końcówka utkwi w pamięci, ale czy to był najlepszy mecz? Myślę, że nie. Było wiele meczów, które miały inny kaliber, wydarzyły się w innym momencie, a które miały dla nas duże znaczenie. Czy one działy się w sezonie mistrzowskim czy wicemistrzowskim. Nie chcę umniejszać niczego rywalizacji z Jagiellonią, bo dzięki temu zwycięstwu, jego skutki zapamiętamy na długo.
Czy to był "mecz-pomnik" dla Piasta, wizytówka klubu?
- Czy ja wiem... bardzo bym chciał. Ten mecz bardzo nam pomógł osiągnąć historyczny sukces, którym dzisiaj Piast może się pochwalic i z którego jest dumny. Z drugiej strony nie powiedzieliśmy ostatniego słowa i mam nadzieję, że jeszcze nie jest to nasze ostatnie osiągnięcie. Oby tak było.
Biuro Prasowe
GKS Piast SA