Szmatuła: Jedna wygrana nic nie zmieni

08
lis

- Doping jest bardzo potrzebny, szczególnie w takiej sytuacji, w której się znaleźliśmy. Jedna wygrana teraz nic nie zmieni. To musi być proces i regularne punktowanie - powiedział w emocjonalnej rozmowie Jakub Szmatuła, który wraca do meczowej kadry po przymusowej przerwie.

W ostatnim czasie dużo się o tobie pisało, mimo że nie grałeś. Najgłośniej było bezpośrednio po meczu z Górnikiem Zabrze, ale ostatnio sporo dyskutowano na temat sytuacji z derbów - m.in. temat symulantów poruszył w swoim materiale Canal+.
- To prawda. Myślę, że to dobrze, że sporo się mówiło na temat tej kontrowersji, bo teraz widać, że w tej sytuacji nie tylko ja popełniłem błąd… Szkoda tylko, że tylko ja zostałem ukarany i musiałem przymusowo „odpoczywać”. Wyciągnąłem jednak wnioski, bo wiem , że zareagowałem trochę za ostro i na drugi raz na pewno bym tak nie postąpił. Wtedy nie spodziewałem się, że poniosę aż takie konsekwencje. To była chwila, ale tak jak mówię - teraz wiem, że ponownie bym tego nie zrobił. Na pewno byłaby złość, ale bez kontaktu z arbitrem. To jest już jednak historia. Jestem teraz mądrzejszy, bo odpoczywałem od meczów ponad miesiąc. W tym czasie trenowałem ciężej niż zwykle. Swoją energię skierowałem w stronę treningów. Można powiedzieć, że miałem swego rodzaju okres przygotowawczy w środku sezonu… ale dużo dzięki temu zyskałem. Poza tym – na całą sytuację drużyny i klubu mogłem spojrzeć nieco z boku.
 


To dość nietypowa sytuacja, bo pauzowałeś ponad miesiąc... Zazwyczaj takie przerwy mają kontuzjowani zawodnicy. Dla ciebie była to nowa sytuacja. Jak się w niej odnalazłeś?
- To moja pierwsza czerwona kartka w karierze. Żółtych też nie dostawałem zbyt wiele. Teraz ją otrzymałem i od razu taka surowa kara. Było minęło, ale cały czas mam w sobie pewną złość, bo nie mogłem pomóc chłopakom. W bramce występował Dobo Rusov, który dostał szansę i dobrze się zaprezentował. Zobaczymy, kto teraz zagra, ale o tym zadecyduje trener. Pojedziemy na krótkie zgrupowanie do Kamienia, gdzie będziemy mieli okazję mocniej popracować. Będzie trzeba się pokazać z jak najlepszej strony. Ja przez czas pauzy mogłem ciężko trenować i widzę, że te treningi przynosiły efekty. Jak przychodził mecz to niestety musiałem odpoczywać... Bardzo tego żałuję, bo zawsze pod koniec tygodnia dobrze się czułem i teoretycznie mogłem spokojnie wyjść na boisko… Wszystkie spotkania oglądałem jednak z boku. Trzymałem kciuki za kolegów, którzy zdobyli kilka ważnych punktów. Tylko w ostatnim meczu pechowo przegraliśmy. Był moment, w którym opuściliśmy strefę spadkową, ale teraz znowu jesteśmy pod kreską. Nie można się jednak załamywać. Dobrze jest wygrać, ale po takim meczu jak w Niecieczy przychodzi smutek, złość i chciałoby się, aby kolejny mecz był jak najszybciej.

No właśnie... Jak te mecze wyglądały z twojej perspektywy?
- Potrzebne było nam zwycięstwo. Udało się wygrać z Wisłą Płock, a wcześniej dwa spotkania zremisowaliśmy. W ostatnim meczu mieliśmy sporo pecha. Jak nie można wygrać, to trzeba przynajmniej zremisować. Nie udało się, mimo że wyrównaliśmy w doliczonym czasie gry. Bruk-Bet strzelił zaraz po nas i pomyślałem sobie, że chyba wisi nad nami jakieś fatum. Podobnie zresztą jest z rzutami karnymi. To nie jest pierwszy raz, gdy nie wykorzystujemy jedenastki. Nie ma co mówić, bo wszyscy przegraliśmy ten mecz. Trzeba wyciągnąć wnioski i ciężko pracować. W chłopakach widać sportową złość, taka przegrana boli najbardziej. Najgorsze, co moglibyśmy teraz zrobić, to się załamać. Mamy jednak charakter w drużynie, więc o takich rzeczach nie może być mowy. Jesteśmy w trudnej sytuacji, ale wiem, że z tego wyjdziemy. Wygrywając jeden czy dwa mecze nasza sytuacja w tabeli się poprawi. Teraz humory nie są najlepsze, więc trzeba zabrać się do pracy nad elementami, które w naszych meczach szwankowały.

Ta przerwa przyszła chyba w nie najlepszym momencie, bo po tej ostatniej porażce chcielibyście pewnie od razu zagrać kolejny mecz.
- To prawda, ale niestety tak już musi być. Gdybyśmy wygrali ten mecz, to pewnie byśmy mówili, że przerwa przyszła w dobrym momencie, bo musimy trochę odpocząć i naładować akumulatory. Nie można się jednak załamywać, bo jak my przestaniemy wierzyć to kto ma to robić? Kibice tego potrzebują i chcą, abyśmy zdobywali punkty. My to rozumiemy, ale nie zawsze się uda. Ludzie mówią, że nam się nie chce, ale tak nie jest. Nie chcę z tym polemizować, bo kibic ma swoje zdanie, a my swoje. Może to tak wygląda z boku, jednak z naszej perspektywy nie ma takiej możliwości. Coś szwankuje i trzeba znaleźć na to lekarstwo.

Kiedyś Radosław Janukiewicz (bramkarz Pogoni Szczecin - dop.red) udzielił mocnego wywiadu po jednej z porażek i powiedział "jestem tak wk****, że od razu mógłbym zagrać mecz." Czy po takich porażkach jest taka chęć?
- Tak, aby zrobić pewne rzeczy lepiej. Na przykład inaczej się zachować przy straconych bramkach lub przy rzucie karnym. Chciałoby się tak zrobić, ale wiadomo, że czasu się nie cofnie. Takie wk**** przychodzi i chce się grać od razu, ale niestety tak to nie działa. Trzeba to przyjąć na klatę i cierpliwie przygotowywać się do kolejnego spotkania. Nic nam innego nie pozostało.

Nie było cię w Niecieczy i dopiero w Gliwicach mogłeś zobaczyć chłopaków. Jakie rozmowy były prowadzone w szatni? Było widać tę złość, co od razu po porażce?
- Nie miałem okazji spotkać się z całą drużyną, bo mamy badania i jesteśmy podzieleni na grupy. Z takich indywidualnych rozmów można zauważyć przygaszenie... Wiadomo, że nie ma zadowolenia, bo po czym? Każdy przeżywa to na swój sposób. To kolejny mecz, gdzie w ostatnich minutach tracimy bramkę. W kilku poprzednich spotkaniach to my trafialiśmy do siatki w końcówkach, ale teraz zrobili to rywale. Szczęściu trzeba trochę pomóc, ale nie da się na nim "jechać" przez całą rundę.

To nie pierwszy taki mecz, w którym tracicie bramkę w końcówce. Jakie emocje towarzyszą piłkarzom w takich sytuacjach?
- Złość. Myśli się, że można było zrobić coś lepiej i inaczej się zachować w niektórych akcjach. Można przegrać, będąc słabszym przez cały mecz... Na przykład w spotkaniu z Lechią Gdańsk, gdzie wszyscy spodziewaliśmy się, że grając 11 na 10 bez problemu sobie poradzimy. Mieliśmy mnóstwo sytuacji, ale "nic nie chciało wejść". To jest naszą bolączką. Widzę jednak naszych napastników na co dzień - a treningach wszystko im wychodzi, ale później przychodzi mecz, dochodzi presja i tego wykończenia już brakuje. Wiem, że niedługo ich praca zaprocentuje. Zresztą Papadopulos w ostatnich tygodniach strzelał regularnie. Wierzę, że do niego dołączą kolejni zawodnicy. Oczywiście szkoda rozegranych meczów, bo przy odrobinie szczęścia moglibyśmy mieć tych punktów dużo więcej. Chodzi mi tutaj o rzuty karne i niektóre niewykorzystane okazje. Można tracić bramki, bo to normalne, ale trzeba też coś strzelić. Najlepszym przykładem jest Górnik Zabrze, którzy stracił tylko trzy bramki mniej od nas, ale strzelił drugie tyle i teraz jest liderem...

Będąc na boisku myślicie o tym, że jesteście w strefie spadkowej? Pytam, bo to z jednej strony może być dodatkową motywacją, a z drugiej może "plątać nogi".
- Staramy się nie patrzeć w tabelę i nie analizować kto jest w strefie spadkowej, a kto nie. Każdy mecz jest inny. Na ten przykład - przyjechała do nas Wisła Płock, która była wyżej od nas, ale zagraliśmy dużo lepiej od nich i wygraliśmy.

To już drugi taki sezon, w którym znajdujecie się w dolnej części tabeli...
- Tak, po tym sezonie wicemistrzowskim przyszły gorsze czasy. W poprzednich rozgrywkach graliśmy w grupie spadkowej, ale się wybroniliśmy. Siedem finałowych meczów było bardzo trudnych, jednak pokazaliśmy, że stać nas na wygraną i utrzymanie w Ekstraklasie. Teraz też tak będzie, tylko potrzebujemy kilku zwycięstw z rzędu. Musimy wykorzystywać nasze sytuacje, bo to najbardziej boli. Co innego, gdybyśmy grali totalny piach. Trzeba ciężko pracować, nic nam innego nie pozostało.

Z jedną rzeczą trudno się zgodzić. Powiedziałeś, że w poprzednim sezonie pokazaliście, że stać was na grę w Ekstraklasie. Postawą w meczach rundy finałowej udowodniliście, że miejsce Piasta jest w górnej ósemce...
- Tak, wtedy nie patrzyliśmy czy należy nam się górna ósemka czy też nie. Byliśmy w grupie spadkowej i graliśmy z meczu na mecz. Jeden wygraliśmy, później drugi i to nas cieszyło. Wiedzieliśmy wtedy, że dzięki temu będzie łatwiej się utrzymać. Myślę, że ostatnie siedem spotkań ubiegłego sezonu pokazało prawdziwy potencjał tej drużyny. Powinniśmy byli jednak udowodnić to dużo wcześniej. Jeśli udałoby nam się to zrobić, to pewnie gralibyśmy w grupie mistrzowskiej. Tak się nie stało...

Ciężar gatunkowy tych siedmiu spotkań był dużo większy... Bo wcześniej wszyscy wiedzieli, że będzie podział punktów, więc nie wszystko jest stracone, a tak to trzeba było wygrywać i koniec.
- No tak. To mogło być w podświadomości. Jak tyłek się zaczyna palić to może myśli się, że jak teraz się nie uda, to już nie będzie odwrotu. Głowa dużo daje... Jeśli wszyscy myślą pozytywnie i idą w jedną stronę to nie boję się o wynik. Najgorzej jak jeden, dwóch lub trzech się wyłączy...

Wspomniałeś o głowie. Jak wygląda wasza praca nad strefą mentalną?
- Trener poświęca sporo czasu na rozmowy z nami jako grupą, ale i przeprowadza wiele indywidualnych rozmów. Do każdego trzeba przecież podejść inaczej. Dodatkowo musi osobno porozmawiać z obrońcami, pomocnikami czy napastnikami. Sztab szkoleniowy jest rozbudowany, więc każdy za coś odpowiada. Jeśli mamy jakiś problem to możemy przyjść i się poradzić, bo służą pomocą. Wszystko jest robione profesjonalnie.

Na początku przygody Waldemara Fornalika z Piasta były porażki... Były sytuacje, czy to w rozmowach z kibicami czy dziennikarzami, w których trener stawał w obronie zespołu i powtarzał "dajcie tej drużynie czas, bo jeszcze będziecie ją oklaskiwać."
- Wszyscy myśleli, że przyjdzie trener Fornalik i od razu będziemy grać jak z nut. Na to potrzeba jednak czasu. Nasz problem był większy i nie dało się go rozwiązać od razu. Najpierw trzeba go zdiagnozować... Trener ma czas i musi pracować w spokoju. Nie sztuką jest wejść do góry, ale sztuką jest się tam utrzymać. Spaść można bardzo szybko. Waldemar Fornalik widzi potencjał w tym zespole i w niego wierzy.

Wy również rozmawialiście z kibicami po porażkach.
- Nam też nie było łatwo tłumaczyć się kibicom i wysłuchiwać gorzkich słów z ich strony. Rozmawialiśmy, bo rozumiemy ich złość… Sami ją odczuwamy. Zresztą, ja jestem za tym, żeby rozmawiać - tym bardziej jeśli są problemy - i to dobrze jeśli kibice chcą uczestniczyć w życiu klubu. Chcę jednak zwrócić uwagę, że krzyki i wyzwiska nie rozwiążą tych problemów. My musimy się skupić na pracy i wrócić na odpowiednie tory. Jedna wygrana teraz nic nie zmieni. To musi być proces i regularne punktowanie. Chcę jeszcze zwrócić uwagę, że właściwie każda drużyna w trakcie sezonu przechodzi kryzys. Każdy go kiedyś ma; czy jest to Legia, Lech czy Piast. Nam od początku sezonu nie idzie tak, jakby wszyscy: kibice, trenerzy, zawodnicy tego oczekiwali, więc wszyscy razem musimy się wspierać i wspólnie się podźwignąć.

Negatywne okrzyki nie pomagają? Nie budzą w was sportowej złości?
- Raczej nie. Owszem, negatywne okrzyki działają na niektórych piłkarzy. Początkowo zawodnik się wk***, ale później reaguje pozytywnie. Lepiej jednak, jak trybuny pomagają przez cały mecz, bo to zawodników „niesie”... Najgorzej jak słyszy się pojedyncze głosy, że jesteś taki czy owaki. Raz coś nie wyjdzie i już nogi się plączą. Natomiast doping jest bardzo potrzebny, szczególnie w takiej sytuacji, w której się teraz znaleźliśmy.

Zdobycie wicemistrzostwa to było coś pięknego, ale ciąg dalszy tego wszystkiego nieco utrudnia sprawę, bo oczekiwania wszystkich są dużo większe...
- Tak, teraz wszyscy oczekują, że cały czas będziemy na topie i nie spadniemy poniżej pewnego poziomu. Dwa ostatnie lata pokazują, że nie jest łatwo. Pojedyncze mecze są dobre, ale dzisiejszy Piast jest zespołem środka tabeli, a nie tym, który się bije o mistrzostwo. Musimy sobie wprost powiedzieć czego nam brakuje do ustabilizowania swojej pozycji w lidze… Mam na myśl powstanie np. bazy treningowej czy akademii, których stworzenie jest bardzo dobrym pomysłem i może stworzyć solidne fundamenty dla klubu. Na to potrzeba jednak czasu… Jestem jednak daleki od narzekania, a gotowy do pracy, bo wierze, że ze wszystkim sobie poradzimy, a klub się będzie rozwijał, bo Piast i Gliwice na to zasługują.



Biuro Prasowe
GKS Piast SA