Piast to przyszłość: Radosław Murawski
Osoba Radosława Murawskiego znana jest każdemu miłośnikowi piłki nożnej w Gliwicach . Znają go zarówno starsi, jak i młodsi sympatycy Niebiesko-czerwonych. O tym, jak zaczęła się jego historia z futbolem, jakie momenty ze swojej kariery zapamięta na zawsze i co trzeba zrobić, żeby zostać zawodowym piłkarzem opowiedział w specjalnym wywiadzie dla klubowych mediów.
"Dużo zawdzięczam rodzicom i babci"
- Wszystko zaczęło się w przerwie wakacyjnej miedzy przedszkolem a pierwszą klasą podstawówki. Zawsze bardzo ciągnęło mnie na boisko piłkarskie i z kolegami graliśmy w piłkę przy szkole podstawowej numer 41. Rodzice widzieli mój zapał i wraz z babcią podjęli decyzję, że warto zapisać mnie na treningi.
Trudne początki u śp. trenera Dunajczyka
- Moim pierwszym trenerem był świętej pamięci Lesław Dunajczyk. Pamiętam, że nie było wtedy specjalnie warunków do gry, nie było tylu boisk, orlików i sprzętu. Trener rzucał nam piłkę i wszyscy się cieszyli. Na samym początku graliśmy bez podziału na roczniki i zawsze byłem najmłodszy i najmniejszy na boisku. Często grałem przeciwko osobom wyższym ode mnie nawet o trzy głowy. W efekcie musiałem dźwigać swoje umiejętności ponad stan. Na pewno miało to wpływ na to gdzie teraz jestem - chyba dlatego tak dobrze wspominam tamten okres.
"Wyjątkowe mecze? Już w juniorach!"
- Było kilka sytuacji w juniorach, które wspominam do dzisiaj. W szczególności wielka motywacja na mecze z rywalem zza miedzy. Czy graliśmy u siebie czy na wyjeździe zawsze była mobilizacja. Wyniki oczywiście układały się różnie.
Debiut w seniorach
- Debiut w pierwszym zespole zaliczyłem jeszcze w pierwszej lidze. W meczu przeciwko Olimpii Elbląg. Zagrałem całą pierwszą połowę. Natomiast debiut w ekstraklasie zaliczyłem podczas spotkania z GKS-em Bełchatów. Trener Brosz spojrzał na mnie i kazał iść się rozgrzewać. W tym czasie spojrzał też na zegar, na którym zobaczył ze jest dziewięćdziesiąta minuta. Stwierdził wtedy, „Młody przebieraj się, rozgrzejesz się na boisku”. Zacząłem się przebierać, a trener zaczął mnie pośpieszać, „Synek, zakładaj te ochraniacze i wchodź na boisko, bo zaraz sędzia mecz skończy”. Kiedy wszedłem na boisko, to od razu mnie zatkało. Chłopaki na ławce rezerwowej śmiali się później, że ledwo wszedłem i już zabrakło mi sił. Ale takie często są debiuty - później można już tylko się z tego śmiać.
Dziewięćdziesiąta minuta w meczu ze Śląskiem...
- Kolejną tego typu sytuacją - którą na zawsze zapamiętam - była moja pierwsza bramka w ekstraklasie. Wszedłem w dziewięćdziesiątej minucie dostałem piłkę pod nogi i strzeliłem na 3-2. Zobaczyłem jak biegną na mnie w euforii koledzy z ławki i dopiero wtedy dotarło do mnie, co się stało.
Biuro Prasowe
GKS Piast S.A.