Jarosław Kaszowski przed benefisem: Nie lubię słowa pożegnanie!
Wielkimi krokami zbliża się benefis Jarosława Kaszowskiego. Z tej okazji redakcja oficjalnej strony gliwickiego klubu - piast-gliwice.eu - przeprowadziła obszerny wywiad z Legendą.
Od B- klasy do ekstraklasy – ikona Piasta Gliwice wraca na Okrzei. To odpowiedni czas na sportowe pożegnanie się z kibicami?
- Nie lubię słowa pożegnania, bo kojarzy się to trochę tak, jakby ktoś odchodził na zawsze i już miał nie wrócić, a ze mną to jest tak nie do końca. Jak na razie cały czas gdzieś tam w Piaście jestem obecny. Ale jeżeli kibicie chcieli mi podziękować za mój wkład, to ja również chciałem im podziękować. Czas jest taki, że wreszcie może do tego dojść. Kibice w czerwcu napisali w tej sprawie otwarty list do prezesa, który był dla mnie – nie czarujmy się – bardzo miłą nobilitacją i po kilku rozmowach doszliśmy do wniosku, że najlepszym terminem na organizację tego wydarzenia będzie właśnie ten rok. W przyszłym jest 70-lecie klubu i nie chciałem, żeby mój benefis, niejako zawłaszczał sobie święta, w które uhonorowani powinni być wszyscy zawodnicy, a nie tylko ja. Natomiast za dwa lata byłoby już niestety za późno na organizację takiego wydarzenia.
- Miałem lekkie obawy, co do frekwencji podczas samego wydarzenia, ale powiem szczerze, że kiedy zobaczyłem statystyki sprzedaży biletów, to jestem naprawdę miło zaskoczony. Widzę, że wśród kibiców jest spora chęć przyjścia na mój benefis. Pogoda ma być ładna, więc tylko się cieszyć.
Kibice od dawna czekali na to, aż „oficjalnie” się z nimi pożegnasz. Czułeś w tym czasie ich wsparcie?
- I to jakie! Już na konferencji przed benefisem powiedziałem, że pierwsze moje podziękowania kieruję w stronę kibiców. I to nie tylko tych ze Stowarzyszenia - chcę podziękować wszystkim. Pewnie, że Stowarzyszenie Kibiców wykonało ogromną pracę i to oni byli inicjatorami całego wydarzenia, ale ja czułem wsparcie wszystkich kibiców. Nawet wtedy, kiedy już nie byłem częścią zespołu.
- Gdyby nie kibice, to myślę, że ciężko by mi było. Tyle lat grałem w Piaście, nawet mieszkam obok stadionu i powiem szczerze, że cały czas czuję się częścią tego klubu. To jest niesamowite uczucie, trudne wręcz do opisania, kiedy słyszy się tłum kibiców skandujących moje nazwisko, czy chociażby w dniu moich urodzin potrafią zaśpiewać mi „Sto lat”. Jest to szalenie miłe.
Skąd jednak wziął się tak odległy termin? Karierę przecież zakończyłeś już jakiś czas temu.
- Tak, to prawda. Zaraz po odejściu z Piasta poszedłem grać do Ruchu Radzionków, ale w Radzionkowie z różnych powodów, chociażby finansowych, było mi ciężko. Więcej wydawałem na dojazdy niż dostawałem za grę. Później jeszcze trochę pograłem w okręgówce, ale już wtedy najważniejszym dla mnie było, żeby rozwinąć Akademię Piłkarską, zająć się szkoleniem dzieci, a całą resztę odkładałem na bok. Wydawało mi się, że jest już za późno na organizację takiego oficjalnego zakończenia i dopiero inicjatywa kibiców sprawiła, że takie wydarzenie się odbędzie.
Jeszcze – tak na poważnie – nie miałeś okazji w sportowej rywalizacji pokazać się na Okrzei. To jest coś, o czym marzyłeś, grając jeszcze w niższych ligach z Piastem?
- Nie ukrywam, że takie właśnie było moje marzenie. Pamiętam do dzisiaj słowa jednego z kibiców. Powiedział mi on wtedy: „Zobaczysz Jarek, jeszcze zagrasz na nowym stadionie w Lidze Mistrzów.” Piast co prawda jeszcze w Lidze Mistrzów nie zagrał, ale była Liga Europejska i wiele czasu mi nie zabrakło, żebym gdzieś tam mógł grać. Oczywiście, po tych kilku latach, kiedy już nie jestem w treningu, ciężko byłoby mi się odnaleźć. Chociaż, może gdybym trochę więcej potrenował? Kto wie? (śmiech)
- Ale nie oszukujmy się, trochę boję się tego pierwszego występu, bo nawet nie mam czasu, żeby się przygotować. Chociaż już teraz wiem, że podczas meczu będzie nas sporo i mam nadzieję, że zabiegamy drużynę Jurka Engela.
Wyobrażałeś sobie kiedyś – na przykład jeszcze w 1997 roku – że Piast będzie tak mocny? Przecież teraz można organizacyjnie i infrastrukturalnie klub z Okrzei dać za wzór na Śląsku.
- W 1997 roku to ja – nie ukrywam – trochę się z tego śmiałem. Myślałem: " Fajnie grajmy sobie w B-klasie, może będzie ciekawie", ale nie czarujmy się, nawet mi się nie śniło, że klub może zajść tak daleko.
- W tamtym czasie grałem też w piłkę halową, byliśmy w pierwszej lidze, grałem nawet w reprezentacji i tylko dzięki temu, że miałem możliwości finansowe, to grałem również w Piaście. Wiele razy było tak, że jeszcze w tych niższych ligach Piast grał na przykład w niedzielę w południe, a wieczorem mieliśmy ekstraklasę Futsalu. Przez te kilka godzin przerwy, jakie miałem pomiędzy tymi dwoma meczami, starałem się odpoczywać, rozmasowywać nogi, żeby wejść na halę i znów dać z siebie wszystko.
- To były wtedy takie czasy, że z gry na dużym boisku nie dało się wyżyć. Piłka halowa przewyższała Piasta.
- Spójrzmy na przykład na stadion. Robi niesamowite wrażenie, dla wielu osób może się to wydawać teraz takie oczywiste, że jest Piast i jest stadion. Jednak cofnijmy się kilkanaście lat. Pamiętam jeszcze, jak graliśmy na żwirowym boisku. A teraz?
- Naprawdę wielki szacunek dla wszystkich, którzy byli zaangażowani w budowę klubu i stadionu. W tej chwili jest najnowocześniejszy stadion na śląsku, a spójrzmy za jakie pieniądze i jak szybko został wybudowany. Moglibyśmy pewnie postawić stadion dwa razy większy, ale po co? Taki jest idealny, jeśli będzie trzeba to można go powiększyć, naprawdę nie ma się czego w tej chwili doczepić. Nic tylko przyklasnąć wszystkim, dzięki którym mamy w Gliwicach tak świetny obiekt.
Twój benefis będzie prawdziwym świętem. Całodniowa zabawa z wielkimi gwiazdami polskiej piłki – tak to sobie wyobrażałeś?
- Powiem szczerze, że kiedyś nie wiedziałem, jak sobie to wyobrazić. Marzyłem tylko o tym, by pożegnać się z kibicami przy pełnym stadionie. Nie myślałem nawet, że będzie to osobny mecz. Wydawało mi się, że będzie to bardziej na zasadzie ogłoszenia przez spikera na stadionie, że kończę karierę. Nie spodziewałem się, że to będzie całodzienne święto. Chylę czoła przed prezesem, komitetem organizacyjnym i muszę w tym miejscu naprawdę podziękować Pani Magdzie Budny, której rola jest tutaj naprawdę duża. Z Panią Magdą znamy się od lat i od dawna razem współpracujemy, początki naszej znajomości sięgają czasów, kiedy Pani Magda była jeszcze dyrektorem domu dziecka. Dzięki niej widzę, że ciągle są osoby, które mi naprawdę pomagają i to od dłuższego czasu.
- W efekcie ja również chciałbym pomóc. Tego dnia będzie organizowana zbiórka pieniędzy na leczenia Marcelka - synka mojego przyjaciela. Chłopiec jest chory na autyzm i chciałbym, żeby każdy kto może wrzucił tę symboliczną złotówkę do puszki, z którymi będą chodzili wolontariusze ze Stowarzyszenia „Cała Naprzód”.
Nie zabraknie też zespołu stworzonego z Twoich boiskowych przyjaciół. Kto zagra w Twojej drużynie i dlaczego akurat ta grupa?
- Gdybym miał podać, kto zagra to troszeczkę by mi to zajęło, ale na pewno będą to: Adam Kompała, Staszek Wróbel, Lumir Sedlacek, Maciek Michniewicz, Mariusz Muszalik, Sławek Szary, Jarek Zadylak, mam nadzieję, że dojedzie Krzysiek Kozik, czy też strzelec pierwszej bramki dla Piasta w Ekstraklasie w meczu z Cracovią w 2008 roku – Krzysiek Kukulski. Będą piłkarze z poprzednich lat, będą moi aktualni trenerzy z Akademii Piłkarskiej „Team”, którzy też grali w Piaście: Wojtek Gontarewicz, Paweł Zajączkowski. Będzie wiele osób, które grały w A klasie, w B-klasie. Mam nadzieje, że dojadą: Krzysiek Kolasiński, Mariusz Zganiacz. Zespół będzie również wzmocniony osobami ze świata biznesowego i także osoby, dzięki którym czułem duże wsparcie przez ostatnie lata. Może pojawi się jeden przedstawiciel PZPNu, Rafał Kędzior z Orange Sport. Będzie naprawdę dużo osób, sporo pewnie pominąłem, za co przepraszam.
Ktoś - na kim Ci zależało - odmówił?
- Odmówić musiał Kamil Glik, ale wiadomo, co jest ważne w tym momencie. O Kamilu sobie wspomnimy w niedzielę po – mam nadzieję – wygranym spotkaniu z Niemcami. Mówił, że bardzo by chciał przyjechać, żeby być chociaż przez chwilę i pewnie gdyby nie mecz ze Szkocją, to zaszczyciłby nas swoją obecnością.
A kto poprowadzi Twój zespół?
- Pierwszym trenerem będzie Pan Cholewa, który był, co prawda, naszym drugim w kolejności trenerem. Pan Kazimierz Gontarewicz, który był pierwszym, ma niestety już zaplanowany na ten okres zabieg i go nie będzie. Natomiast Pan Cholewa będzie miał całą masę pomocników: Jacka Zielińskiego, Darka Fornalaka, Marka Wyleciałowskiego, Piotrka Mandrysza. Trochę tych osób będzie.
Kiedy pierwszy raz usłyszałeś "Jarosław Kaszowski – ikona Piasta Gliwice"?
- Pierwszy raz? To chyba było po awansie do Ekstraklasy. 2008 rok, dzień moich trzydziestych urodzin. Nie wiem, kto by wymyślił taki scenariusz. Przez tyle lat byłem związany z tym klubem i jeszcze awans do Ekstraklasy i właśnie od tamtego czasu zaczęli tak o mnie mówić. Na początku się przed tym wzbraniałem. Ale potem...
Biuro Prasowe
GKS Piast S.A.