Fornalik: Mamy swoje cele

10
kwi

- Nie podchodziłbym do Korony jak do zespołu, któremu praktycznie uciekła ósemka. Przyjadą rozluźnieni i będą chcieli dobrze zagrać. My gramy o swoje, mamy własne cele, chcemy wygrać i dopisać trzy punkty. To jest dla nas najważniejsze - zaznaczył na spotkaniu z dziennikarzami Waldemar Fornalik na kilka dni przed meczem z Koroną Kielce.

Panie trenerze, zespół Korony w rundzie wiosennej jest dość nieprzewidywalny, ponieważ notuje różne wyniki…

- Zgadzam się. To zespół, który jesienią zdobył bardzo dużo punktów. To szalenie groźny i niezwykle skuteczny przeciwnik. Na wiosnę uciekła może nie skuteczność, a zdobywanie punktów. Z wyjątkiem meczów z Zagłębiem Sosnowiec i Wisłą Kraków, mecze Korony były bardzo wyrównane, a wyniki były sprawą otwartą. Nie podchodziłbym do kielczan jak do zespołu, któremu praktycznie uciekła ósemka. Przyjadą rozluźnieni i będą chcieli dobrze zagrać. My gramy o swoje, mamy własne cele, chcemy wygrać i dopisać trzy punkty. To jest dla nas najważniejsze.

Mecze w Gdańsku i Krakowie są dla pana zespołu taką nauczką przed rundą finałową? Te spotkania oglądało się z przyjemnością, ale nie dostarczyły tyle punktów, ile można było oczekiwać. Gdzieś te detale mają swoją wagę…
- Te mecze mogą być bardzo podobne w grupie mistrzowskiej. Drużyny o takich umiejętnościach mogą wykorzystywać najmniejsze błędy. Nie chcę w tym momencie rozstrzygać czy to były małe czy duże błędy, ale zgadzam się, że w grupie mistrzowskiej będzie trzeba być szczególnie uczulonym, bo jedna sytuacja może zniweczyć cały wysiłek. Mecze w Gdańsku i Krakowie oglądało się z przyjemnością, graliśmy dobrze, ale tych punktów za dużo nam nie przybyło.

Straty po stałych fragmentach pana bolały?
- Na pewno jesteśmy niezadowoleni z tego, że bramki padały po stałych fragmentach gry. Nie chcę powiedzieć, że im bardziej ćwiczysz, tym gorzej, ale praktycznie od początku, kiedy pracujemy, bardzo duży nacisk kładziemy na ten element. Był bardzo długi okres, gdzie zdobywaliśmy bramki praktycznie nie tracąc. Teraz te dwa mecze były takie nie licujące z tym, do czego przyzwyczailiśmy.

Oddając Wiśle, to były dobrze rozegrane stałe fragmenty gry?
- To na pewno były dobrze rozegrane stałe fragmenty, bo dobrze adresowane, z dużą precyzją i odpowiednią siłą, ale można było się obronić przed tymi bramkami.

Po obronionym karnym wkradł się element rozluźnienia?
- Mogło tak być. To jest podobny moment jak zdobywa się bramkę. Te pierwsze minuty, sekundy są bardzo istotne. Ja tuż po obronionym rzucie karnym podbiegłem do linii i starałem się stymulować zawodników. No niestety… być może mógł się wkraść jakiś element samozadowolenia, że uchroniliśmy się przed utratą bramki, że już jest dobrze…

Nie grozi wam teraz w meczu z Koroną takie rozluźnienie? Nic wam na ten moment nie zagraża i po rundzie będziecie zajmować trzecie miejsce w tabeli.
- Z kilku względów nie. Po pierwsze nigdy do tej pory do żadnego meczu nie podchodziliśmy rozluźnieni. Drużyna jest skonsolidowana i skoncentrowana. Oczywiście - jak każdy zespół - popełniamy błędy. Po drugie to jest mecz o trzy punkty. Można powiedzieć, że już zaczyna się faza finałowa, bo te punkty będą dopisane do pierwszej ósemki i tak do tego podchodzimy. Nie możemy wyjść na ten mecz, bo jesteśmy na trzecim miejscu… dziś jest to trzecie miejsce, ale zostało jeszcze osiem spotkań.

Pytanie o napastników - Piotr Parzyszek zdobywał gole wiosną, a w ostatnim meczu wszedł Papadopulos i strzelił gola na remis. Przy tak grających zawodnikach Paweł Tomczyk ma problemy, żeby się przebić do kadry meczowej?
- Poczekajmy. Obserwujemy zawodników także na treningach. Paweł w drugiej drużynie w ostatnim spotkaniu strzelił trzy bramki i niewykluczone, że tą postawą nie otworzył sobie drogi do osiemnastki meczowej. Decyzję będziemy podejmowali przed spotkaniem, ale oby tylko takie problemy nam towarzyszyły.

Ale pewnie jest mu trudno?
- Na pewno, bo zarówno my jak i Paweł mieliśmy na początku inne wyobrażenia jego wejścia w zespół, ale jesteśmy na półmetku, zostało jeszcze osiem meczów. Każdy zawodnik dla mnie jest cenny.

W meczu z Wisłą od pierwszej minuty zabrakło Marcina Pietrowskiego. Było to podyktowane chęcią oszczędzenia zawodnika, skorzystanie z szerokiej kadry? Jak należy to odczytywać?
- Nie do końca… Chcemy zobaczyć tych zawodników, którzy mniej, a którzy bardzo dobrze pracowali na treningach i wysyłali sygnały przez codzienną pracę, aby się im przyjrzeć, jak zaprezentują się na tle dobrze dysponowanego rywala. Chcemy postępować w tych ośmiu meczach na takiej zasadzie, aby struktura gry nie uległa zmianie, a z drugiej strony chcemy wywiązać się z obietnicy danej zawodnikom, że każdy z nich otrzyma szansę gry.

Jak pan podchodzi do tego, że w najbliższym meczu nie będzie VAR-u?
- Jest to taka niecodzienna sytuacja. Każdy już przyzwyczaił się do tego, że on jest. Inne będą reakcje zawodników, trenerów, gdy tego go nie będzie. Przy obecności VAR-u radość po bramce nie jest pełna, no chyba że sytuacja jest bardzo klarowna i nie pozostawia wątpliwości. Ale każda sytuacja, gdzie ktoś się przewróci, ktoś kogoś potrąci, to jest radość, ale zawieszona. W drugą stronę podobnie zawodnicy reagują. Jeśli coś się wydarzyło, zawodnicy podbiegają do sędziego i apelują o sprawdzenie, a nóż coś… Zastanowiłbym się jedynie nad rozkładem, w których meczach powinien być VAR, a w których nie, ale to już nie moja rola. Idealnie by było, gdyby był na wszystkich meczach... Na początku wielu było sceptycznych co do interpretacji pewnych rzeczy, tak teraz myślę, że większość uznaje dobrodziejstwa tego systemu.

Biuro Prasowe
GKS Piast SA