Chciałbym się mylić
Łukasz Krzycki uznawany był za filar gliwickiej defensywy. Obecnie, nie może być pewien miejsca w pierwszej jedenastce. Z ostatnio rozegranych sparingów wynika, że środkową parę obrońców stanowią Adrian Klepczyński i niedawno zakontraktowany Fernando Cuerda. Najbliższa przyszłość pokaże, czy rzeczywiście pozycja w drużynie 28-letniego zawodnika ulegnie zmianie.
Kamil Kwaśniewski: - W pierwszej części sezonu był pan kluczową postacią gliwickiej defensywy. A teraz?
Łukasz Krzycki: - Myślę, że moja pozycja w zespole może się zmienić, chociaż chciałbym się mylić. Daję z siebie maksimum, żeby móc potem powiedzieć, że to rzeczywiście była pomyłka...
- Pańskim rozterkom na imię Fernando Cuerda. Z rozegranych w Hiszpanii sparingów wynika, że w tym momencie to on i Adrian Klepczyński tworzą podstawowy duet stoperów.
- To prawda, można odnieść takie wrażenie.
- Pan w meczach kontrolnych grywał z nim niewiele. Gdyby nagle przyszło z nim stworzyć parę w lidze, nie pojawiłyby się problemy z komunikacją?
- Początkowo nasza komunikacja z Hiszpanami nie wyglądała najlepiej, ale od tamtej pory wiele się pod tym względem zmieniło. Chłopcy dostali przykaz, by uczyć się polskiego i robią postępy. Na pewno nie są jakimiś niemowami (śmiech). A co do Fernando... Mieliśmy okazję zagrać razem połówkę spotkania z Chojniczanką Chojnice oraz końcówkę z Dnieprem Dniepropietrowsk i wyglądało to naprawdę nieźle.
- Jeśli miejsca w obronie rzeczywiście by dla pana zabrakło, mógłby pan zawsze pomyśleć o pozycji defensywnego pomocnika...
- Tak, ale wolałbym nadal walczyć o miejsce na stoperze. To jest moja pozycja. Niejednokrotnie już udowadniałem, że warto na mnie stawiać właśnie tam.
- Zwycięstwo nad Lillestrom czy minimalna porażka z Dnipro - tymi wynikami Piast ligowych rywali trochę postraszył.
- W szatni przeważały opinie, że wyglądaliśmy w tych meczach naprawdę dobrze. I mówili to zarówno ci, którzy w nich wystąpili, jak i ci, którzy tylko obserwowali je z boku. Tym lepiej, bo w mojej ocenie te dwie drużyny były najsilniejszymi, z jakimi zagraliśmy w Hiszpanii. Nie znaczy to, że na przykład Alcoyano CD było zespołem słabym. To też ciekawa ekipa, która na dodatek strzelała nam... ciekawe bramki. To były gole z rodzaju "stadiony świata". W ogóle za nami naprawdę cenne sprawdziany, rozegrane przy tym w pogodzie, która napawała optymizmem. Ale powiem panu, że nawet jak teraz patrzę za okno i widzę śnieg, to i tak jestem optymistycznie nastawiony (śmiech).
Czyli słowa ,,awans” nie będzie pan unikał?
- Przed sezonem ani ja, ani nikt wokoło nie sądził, że wystartujemy tak udanie i na koniec rundy będziemy na czwartym miejscu. Można powiedzieć, że nagrodą za ten dobry wynik było właśnie zgrupowanie w Hiszpanii. Gdybyśmy po jesieni mieli sporą stratą do miejsc premiowanych awansem, pewnie byśmy tam nie pojechali… Dzisiaj w szatni panuje przekonanie, że musimy zrobić wszystko, by ze swojej szansy skorzystać. Jesteśmy jednak bogatsi o doświadczenia sprzed roku, dlatego podchodzimy do tego z większym dystansem.
Przede wszystkim jesteście bogatsi o nowy stadion i –co za tym idzie- duże wsparcie kibiców.
- Są tacy, którzy mówią, że tak duża liczba meczów u siebie wcale nie musi być atutem, bo gdy zdarza się wpadka u siebie, to lepiej potem jechać na wyjazd. Ja tak na to nie patrzę. Myślę, że wiele drużyn chciałoby być na naszym miejscu. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że o komplet widzów na każdym spotkaniu nie będzie łatwo, ale pięć-sześć tysięcy fanów na trybunach to już będzie dla nas ogromny bodziec.
Na inaugurację rundy Piast jedzie jednak do Szczecina. To będzie kluczowy mecz dla losów walki o awans?
- Będzie na pewno bardzo ważny. Jak się dobrze zacznie, to później patrzy się w przyszłość z innym, lepszym nastawieniem. Dlatego musimy wrócić stamtąd ze zdobyczą punktową.
To remis wziąłby pan w ciemno?
- Nie, bo można tak mówić, a mecz ułoży się inaczej potem tej jeden punkt daje tylko niedosyt.
Rozmawiał: Kamil Kwaśniewski, Źródło: SPORT